Targowisko w Little Russia nie było przyjaznym miejscem dla mundurowych. Ba, nie było przystępne nawet dla stałych bywalców, którzy na widok zabłąkanego dolara rzucali się sobie do gardeł, niczym wygłodniałe psy walczące o kawałek surowego mięsa. Mimo wszystko Tommy Wilkins czuł się tam jak w domu. Przez połowę liceum handlował na tym terenie nielegalnymi fajerwerkami, a każdy ciemny zaułek znał niczym własną kieszeń. Gdy policja dorwała Olafa Caine'a, przestępca w emocjach pogroził im legendarnym Barmanem z Moskwy. Roman Aleksiej Pietrov. Każdy, kto kiedykolwiek nosił mundur policjanta, znał opowieść o moskiewskim glinie, który zszedł na złą drogę i wykorzystał swoją bezwzględność oraz niesłychaną skuteczność do niecnych celów, stając się perfekcyjnym zabójcą na zlecenie. Czyżby więc ekipa Hansa pracowała dla Rosjan? Tego właśnie Dynamo próbował się dowiedzieć. Naturalnie po cywilu.
- Witajcie, towarzyszu Sputniku! - Tommy wyszczerzył szeroko zęby do jegomościa w tanim garniturze, który prężył muskuły pod tylnim wejściem do obleganej knajpy Put In Some Food. - Kopę lat! Widzę, że przybyło się nieco na masie, hę?
- Ożesz ty w cara! - młody mafiozo złapał się za łysą głowę i odwzajemnił uśmiech - Wilkins, ty mała gnido, gdzieś się podziewał te ostatnie kilka lat? Zaciągnąłeś się do wojska?
- Coś w tę deseń. Powiedz mi, przyjacielu, wiesz coś na temat Romana? Tego Romana. - zaakcentował Tommy - Mam porachunki z jedną szują z psiarni, która za cholerę nie chce dać się przekupić. Myślę, że to kwestia nieodpowiedniej waluty. Dlatego szukam kogoś u kogo wymienię dolary na solidną retorykę.
- Gość musiał ci ostro zajść za skórę, skoro sięgasz po ciężkie działa, mój drogi. Ale to ciekawe, że pytasz akurat o Barmana, kiedy ten wraca do kraju po długiej nieobecności. Ciekawe i niepokojące… - zastanawiał się Sputnik, podejrzliwie mrużąc oczy - Masz szczęście, że znamy się tyle czasu, inaczej leżałbyś już w kałuży krwi pod stertą odpadków, których aromat umila mi stróżowanie limuzyny wora Dimitriego. To właśnie on ściąga Romana do misji w willi Washingtona, ale to będzie dopiero we wtorek, więc po środzie możesz spokojnie się do niego zgłaszać. Zanotuj sobie gdzieś numer tele…
- Wiesz co, towarzyszu… - przerwał nagle początkującemu mafiozowi Dynamo, starając się ukryć rozpierające go podekscytowanie - Rozmyśliłem się. Widzę, że Pietrov ma kupę roboty, chyba uprzątnę gliniarza na własną rękę. Aha, tak z ciekawości, ta akcja w doku to ma się odbyć kiedy dokładnie?

***

"Punkt 19:00. Najbliższy wtorek. Willa Washingtona. Do zgarnięcia kilka teczek - banał. Przykro nam, że policja zgarnęła wam przyjaciela. Ale jeszcze bardziej nam przykro, że po raz drugi daliście ciała i splamiliście swój honor. Jednak jak to się u was mówi, do trzech razy sztuka. Roman właśnie zameldował się w hotelu, dołączy do waszej dwójki godzinę przed misją. Spokojnie, sam was znajdzie. Macie niebywałe szczęście, że potrzeba nam mięsa armatniego do tego skoku, w przeciwnym wypadku to wy znaleźlibyście się na celowniku naszego gościa. Powodzenia. Na pewno wam się przyda." - przeczytał głośno wiadomość z pagera Hans Gerkhan, siedząc z Adonisem w kanciapie Caine'a i wylizując rany po masakrze w Downtown.
- Lepiej być nie mogło… Roman w naszym składzie. Czy to ma być jakiś nieśmieszny żart? - spytał oburzony Adonis, zaszywając sobie kolejną ranę na udzie i odkażając ją sławetnym "trzepaczem mózgów" Olafa w butelce po Jacku Danielsie.
- Kto jak kto, ale ty na nieśmiesznych żartach znasz się jak nikt. - uśmiechnął się ponuro Hans i pociągnął łyk z butelki - Chryste, jakie to paskudne. Coś czuję, że będę je żłopał aż do wtorku…
- W takim razie ja prowadzę, bo tobie po pijaku nie wypada. - poważnym tonem ogłosił Adonis i odwrócił głowę do leżącego na wznak Hansa - Chyba nie chcemy, żeby zgarnęła nas policja.