To był czysty fart. Pewnie, Hans Gerkhan, Olaf Caine oraz Adonis pomimo kilku wpadek byli profesjonalistami w złodziejskim fachu, ale tym razem dosłownie cudem udało im się zwiać przed policyjną obławą. Bagna Everglades wydawały się perfekcyjnym miejscem na przekazanie łupu rosyjskiej mafii, jednak psiarnia - jak na psiarnię przystało - znana jest z doskonałego węchu. A żaden równie cuchnący fortel nie odchodził w kraju od wielu, wielu lat.
- No, ładnie! Ci cholerni mundurowi muszą łazić za nami nawet na bagna. Niedługo będę bał się iść samemu do sracza. Jesteś pewny, że zgubiliśmy ogon?! - rzucił nerwowo Adonis, co rusz oglądając się za siebie i nasłuchując nadciągających radiowozów.
- Może nie jestem równie dobrym kierowcą, co mój ziomek z "internetów" Fisher, ale czmychnąć przed świniami jeszcze potrafię! - oburzył się Olaf, kurczowo ściskając zapoconą kierownicę. Obok niego siedział znerwicowany Hans, który mimo pośpiechu jako jedyny pamiętał o zapięciu pasów. Była żona zdążyła zaszczepić w nim przynajmniej jeden dobry nawyk.
- Trele morele! - odburknął Adonis, pilnując skaczących po tylnej części auta torb wypełnionych dolarami. - Hans, co jest? Strzeliłeś na nas focha, że obtarliśmy ci karoserię?
- Do następnego spotkania z ruskimi już nie dojdzie. - odpowiedział cicho lider zespołu, spoglądając na małe plastikowe urządzenie, które trzymał w dłoni. - Policyjne pały spłoszyły ich na tyle, że tym razem musimy pofatygować się aż do Downtown, wpakować mamonę do podstawionych samochodów i przewieźć je tuż pod nosami mundurowych do wyznaczonych garaży.
- Że niby co?! - wrzasnął Olaf, krztusząc się własną flegmą i strasząc współpasażerów - Masz pager? Kto w tych czasach używa pagera? Zakosiłeś go babci?
- Skup się na drodze, świrusie. Sensowniej jest porozumiewać się w ten sposób, niż korzystać z liścików, co na dobrą sprawę przypomina mi czasy podstawówki… - zaśmiał się Adonis - Zresztą, nie ma tego złego. Kasę już przeliczyliśmy i troskliwie upchnęliśmy do toreb, możemy więc teraz pobawić się w szybkich i wściekłych na przedmieściach. Pytanie tylko, czy psiarnia po raz wtóry nie spróbuje napsuć nam krwi.

***

- Ależ oczywiście, że spróbuje! - stwierdził z nieskrywaną satysfakcją Gambit, schylając się wraz z Moosem i Dynamo nad krótkofalówką - Być może wygraliście bitwę, ale wojna dopiero się rozpoczęła, skurczysyny!
- Kto by pomyślał, że nasz drogi Tommy potrafi równie skutecznie podkładać pod auta pluskwy, co ładunki wybuchowe, hehe… - zażartował sobie Moose, pucując osmoloną strzelbę rękawem munduru.
- To akurat był ładunek wybuchowy, przyjacielu. - wyjaśnił szybko Dynamo, a kąciki ust uniosły mu się w cwaniackim, błogim uśmiechu - Tyle tylko, że z wbudowanym podsłuchem. Kopsniesz mi ze dwa koła, to mogę ci ściągnąć takie cacuszko z czarnego rynku, mam tam chody.
- Też mam konto na allegro, ale dzięki za propozycję. - odpowiedział spokojnie Maxwell i odwrócił się do komisarza Goodmana - To jak, szeryfie? Wybywamy do Downtown?