- Co to, do jasnej cholery, miało być?! - wrzasnął Adonis do pleców swoich towarzyszy broni, pędząc przed siebie na złamanie karku. Mimo szczerych chęci, zostawał za nimi daleko w tyle.
- Jeszcze pytasz?! Moi dawni ziomkowie z komisariatu złożyli nam wizytę, musieliśmy mieć gdzieś założony podsłuch! Nie ma mowy, żeby znali moją sekretną miejscówkę! - zarzekał się Moose, któremu od sprintu zaczynało już brakować tchu. - Hans, czy ty się w ogóle męczysz? Nie wyglądasz na sprintera, a popitalasz jak Struś Pędziwiatr po skrzynce Red Bulli!
- To nie kwestia formy, tylko strachu. - zaśmiał się nerwowo Hans, któremu nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa - Zatrzymajmy się tu na chwilę, musimy poczekać na Marty'ego, jeszcze się biedaczek zgubi. Przez to nieustanne uciekanie przed psiarnią i ruską mafią nabawię się jakiejś nerwicy…
- Nie tylko ty masz już tego po dziurki w nosie! Dlatego gdy wasza dwójka całowała glebę pod ostrzałem policji, ja postanowiłem zainwestować w przyszłość. - zaśmiał się Maxwell, ściągając z pleców znajomy pakunek - Ci mundurowi ministranci raczej nie pofatygowaliby się do nas tylko po to, by dokonać na mnie prywatnej wendetty. To nie po bożemu. Myślę więc, że chodzi im o tę torbę. Wyrzucanie jej do rzeki byłoby wielce nierozsądne.
- Za to przerzucenie jej przez granicę… - zaczął kombinować Hans - …i opylenie na czarnym rynku ustawiłoby nas zapewne do końca życia! Moose, jak mamę kocham, gdy tylko wyjedziemy z tego pieprzonego kraju, oświadczę ci się na kolanach!
- Tylko nie zapomnij pierścionka z rubinem! - odezwał się za plecami rzezimieszków znajomy głos z nutą rosyjskiego akcentu - A teraz delikatnie położycie torbę na ziemi i odwrócicie się do mnie plecami. Co prawda liczyłem, że ten włochaty cherubinek dożyje tej chwili, żebym mógł mu osobiście podziękować za pękniętą czaszkę, ale skoro stróże prawa dorwali go jako pierwsi…
- W moim piwie była mucha, Barmanie z Moskwy. Wylatujesz! - wycedził przez zęby uśmiechnięty złowieszczo Adonis i bez mrugnięcia okiem pociągnął za spust, trafiając legendarnego zabójcę w obtłuczoną potylicę - Ja tylko na sekundkę skręciłem na stronę, żeby odcedzić kartofelki, a towarzysz Romek już panikuje, że umarłem. Co za mazgaj.
- No nieźle… - westchnął Hans Gerkhan, będąc pod nieskrywanym wrażeniem refleksu kolegi - Teraz będę musiał skołować aż dwa pierścionki. W Meksyku tolerują poligamię, prawda?

***

- Czemu całą drogę nie pisnąłeś ani słowa, szefie? - spytał z troską w głosie Tommy Wilkins, dojeżdżając w towarzystwie Gary'ego Goodmana do graniczącego z Meksykiem osiedla Dust Bowl.
- Z tego samego powodu, dla którego Olaf Caine piszczał, aż pękały ściany. - odpowiedział krótko Gambit, nie zdejmując wzroku ze wschodzącego na horyzoncie słońca. - Wiedziałem, że jesteś dobry w te klocki, ale nie sądziłem, że sprawia ci to aż tyle frajdy…
- Masz mi za złe, że wyciągnąłem od niego kluczowe informacje o stałym punkcie przerzutowym bandyckiej ferajny Gerkhana? Gdybym nie pokazał pazura, nigdy byśmy nie wiedzieli, że to ulubione miejsce Hansa do przestępczych igraszek. - tłumaczył się Dynamo, któremu co drugie słowo załamywał się głos.
- Cieszę się, że to zrobiłeś, Tommy. Ba, nawet się na to częściowo zgodziłem. Po prostu… każdy ma swoje drugie oblicze. Moose, Ty… pewnie także i ja. Poważnie obawiam się, iż to właśnie moja dzika natura przejmie nade mną kontrolę gdy te złodziejskie france pojawią się w tej okolicy. Cokolwiek się nie wydarzy - obniżył swój głos komisarz Goodman i spojrzał Wilkinsowi prosto w oczy - …nie miej mi tego za złe.